Kiedy wchodzimy w związek z drugim człowiekiem, mamy wizję pięknego szczęśliwego życia. Z założenia przecież dwie osoby, które chcą być razem, powinny dawać sobie szczęście.
Jak zaczyna się toksyczny związek?
Każdy w swoim wyobrażeniu ma wizję, że związek opiera się na partnerstwie, na tym, że działania między dwojgiem ludzi są podzielone, że siły są wspólnie rozłożone. Zdarzają się jednak związki, w których ta nierównowaga sił się duża i widoczna. Jedna z osób angażuje swoją energię w sposób, który raczej nie służy związkowi.
Ale jak to się dzieje, że druga osoba jest w takiej relacji i dlaczego wchodzi w taki toksyczny związek lub w nim trwa?
Mechanizmy prowadzące do toksycznych związków
Współuzależnienie
O toksycznym związku i jego fazach pisałam tutaj. Ważnym aspektem w kontekście takiego układu jest współuzależnienie, któremu przyglądaliśmy się w artykułach:
W skrócie: jedną z przyczyn, dla których wchodzimy w toksyczny związek, jest właśnie aspekt współuzależnienia, który wiąże się z takim pojęciem w psychologii, które nazywamy dyferencjacją ja. Jest to branie odpowiedzialności za partnera i brak umiejętności odróżniania własnych emocji od cudzych, a także przyjmowaniem cudzych stanów emocjonalnych jako własnych.
Role i maski
Inną kwestią jest tkwienie w rolach, które w dzieciństwie przebraliśmy, a które dzisiaj funkcjonują w relacjach, chociaż nie są już nam potrzebne. O rolach z dzieciństwa i w związku pisałam już w artykułach:
Gdy utożsamiamy się z „bohaterem”, „kozłem ofiarnym”, „niewidzialnym dzieckiem” czy nawet „maskotką”, bardzo często mamy ogromny deficyt uwagi i bliskości z innymi ludźmi.
Prawdopodobnie u podstawy brakuje nam najbardziej kontaktu z samymi sobą, a nie ze wszystkimi innymi, ale tak mocno przykryliśmy własną tożsamość, że trudno nam do niej wrócić. Relację z drugim człowiekiem łatwiej sobie zwizualizować, więc bardzo często snujemy wyobrażenia o idealnej relacji romantycznej, która wypełni naszą pustkę i uczyni nasze życie wartościowym.
Jak role i maski wpływają na tendencję do toksycznych relacji?
Kiedy mniej lub bardziej świadomie przekłamujemy własne myśli, uczucia i emocje, wysyłamy sprzeczne sygnały i często zachowujemy się inaczej, niż tak naprawdę chcemy. Innym ludziom w związku z tym trudno rozpoznać, czy coś robimy dlatego, że tak chcemy, czy też z ukrytej motywacji, by wywrzeć na innych konkretne wrażenie.
Dodatkowo trudno nam dawać jasny komunikat, gdy zbliżamy się do swoich granic wytrzymałości lub po prostu oczekujemy jakiejś zmiany od drugiej osoby, jednak boimy się o tym powiedzieć. Nakłanianie innych do zmian wydaje nam się czasami naruszać ich wolność, do której – jako osoby z domów dysfunkcyjnych – często dajemy innym większe prawo niż samym sobie.
„Bohater” i „Kozioł Ofiarny” w toksycznej relacji
Osoba, która przyjęła w dzieciństwie rolę „bohatera” może mieć poczucie misji zbawiania świata. I choć tak naprawdę jest zagubiona, a dodatkowo sama potrzebuje troski i bliskości – „ciągnie ją” do słabszych.
Często bierze na siebie odpowiedzialność za krzywdy innych, a trudną relację przyjmuje za swój krzyż lub przeznaczenie. Jeśli spotyka kogoś nieporadnego i potrzebującego opieki, myśli, że go po prostu uratuje, bo kto, jak nie ona jest w stanie znosić wszystko, co negatywne?
Maskę „bohatera” mogą nakładać zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Kobiety często przychodzą jako plaster na całe zło, czasem przejmując na siebie zadania, które przerosły ich „wybranka”. Mężczyźni, przybywając zaś jak „rycerz na białym koniu”, ratują kobiety z opresji innego mężczyzny albo wyciągają je z trudnego domu.
„Bohater” pozwala innym wysysać z siebie energię i chłonąć to, co złe, jak gąbka.
Jak to wygląda w praktyce?
Przypuśćmy, że Jacek – mężczyzna z trudną przeszłością i pociągiem do hazardu, spotyka Justynę, studentkę, która poza szkołą pracuje, sama się utrzymując. Justyna jest oszczędna i potrafi pilnować budżetu. Nie ma zbyt wiele oszczędności, choć regularnie odkłada pewną kwotę.
Pewnego razu słyszy od Jacka, że grozi mu niebezpieczeństwo, bo musi oddać komuś tysiąc złotych, których nie posiada. Justyna postanawia, że podaruje mu tę kwotę. Chce naprawić sytuację Jacka, przywrócić mu poczucie bezpieczeństwa i równowagi. Nie chce nawet zwrotu tych pieniędzy, wyobrażając sobie, jak sama podle by się czuła, gdyby została dłużnikiem partnera. Para ma sobie przecież pomagać.
Po tygodniu jednak – Jacek prosi ją o dodatkowe pięćset złotych, bo znów jego inwestycje, jak to nazywa – po prostu się nie powiodły. Sytuacja powtarza się często, topiąc oszczędności Justyny, która w pewnym momencie zaciąga kredyt, by pomóc Jackowi, w ogóle mu o tym nie mówiąc.
Postanawia też przerwać studia, by w pełni poświęcić się pracy. Nie dostrzega tego, że Jacek na niej żeruje, a każda chwila, w której przekazuje mu kolejne, z trudem zdobyte środki – jest tak przyjemna i wywołuje w mężczyźnie tak dobre emocje, że Justyna czuje się wręcz dumna, że kolejny raz znalazła sposób, by ich „miłość” mogła rozkwitnąć. Pytanie tylko, czy to na pewno miłość? Czy też może to już toksyczny związek, który coraz bardziej wysysa Justynę?
Jak myślisz, czy taki schemat utrzyma się długo? Rozumiesz, dlaczego Justyna wciąż daje, a Jacek, przyjmując kolejne kwoty, nawet nie czuje wdzięczności, a po prostu uznaje, że tego wymaga równowaga w ich relacji. Może nawet myśli, że kiedyś sytuacja magicznie się zmieni, on wygra dużą kwotę pieniędzy i role się odwrócą. Jest pewien, że przypadek sprawił, że teraz Justyna może mu pomagać i jest przekonany, że jej sprawia to po prostu radość.
Lęk przed samotnością
Przyjmowane maski to tylko jedna z przyczyn wchodzenia w toksyczne związki. Czasami rządzą nami też różnego rodzaju przekonania, które mobilizują nas do bycia w związku, niezależnie od tego, jak się w nim czujemy. Myślimy np., że:
“Bez drugiej osoby jestem nikim”“Jak się z nikim nie zwiążę to zostanę starą panną/starym kawalerem”„Nikt inny (normalny) mnie nie zechce”“Potrzebuję relacji, niezależnie od tego, jaka ona jest”
Czasami u źródła leży chęć wyrwania się z domu rodzinnego, a czasami tak bardzo chcemy czuć się potrzebni, że pozwalamy innym się wykorzystywać, przekonując się w duchu, że to dobrze, że komuś się przydaliśmy – nawet jeśli wciąż przekracza nasze granice i doprowadza nas do stresu i chronicznego zmęczenia.
Bezpieczna czy ryzykowna relacja?
Gdyby jednak ktoś Cię spytał, czy wolisz mieć u boku osobę:
zdystansowaną, odległą i pełną chwiejnych emocji,
czy też:
stabilną, bezpieczną, przewidywalną i opiekuńczą,
prawdopodobnie, jak większość osób, wybrał(a)byś drugą opcję. Ta pierwsza jednak, w początkowej fazie fascynacji, często będzie wydawać się atrakcyjniejsza, bo ryzykowne relacje są ekscytujące, nie są nudne, człowiek może czuć, że żyje. Często pozwala nam poczuć, że jesteśmy potrzebni i możemy się realizować w roli dawcy, opiekuna itd.
Grupa ryzyka
Czasem może się okazać, że samemu nie umiem zatroszczyć się o siebie, a dodatkowo nie wiem, czym jest zdrowy związek. Intuicyjnie biorę za dużą odpowiedzialność na siebie, obwiniam się za niepowodzenia w związku i to sprawia, że wchodzę w relacje, które mi nie służą, bo nie wiem, kim jestem, czego potrzebuję, ani jak zbudować taką zdrową relację.
Gdybym jednak miała sprowadzić tendencję do wchodzenia w toksyczne związki do wspólnego mianownika, prawdopodobnie wszędzie można byłoby dostrzec pewne wzory wyniesione z domu rodzinnego i schematów wyuczonych w dzieciństwie.
Jeśli doświadczyliśmy krzyku, krzywdy, przekraczania granic, nadopiekuńczości może nam się nie wyświetlać lampka ostrzegawcza, kiedy ktoś robi to ponownie. Możemy czuć, że to jest normalne, albo być w impasie i nie wiedzieć, jak z tego wyjść.
Inną kwestią może też być to, że będziemy czuć, iż przecież za chwile będzie ok, bo w domu balansowaliśmy na tej samej huśtawce emocjonalnej.
Style przywiązania
Wszystko to ma związek z całym systemem przywiązania, który tworzy się pomiędzy rodzicami, a dzieckiem. Jeśli ta kwestia Cię interesuje, zapraszam do przesłuchania podcastu o stylach przywiązania oraz zajrzenia do artykułów, które tworzyłam w ramach cyklu „Style przywiązania”, a mianowicie:
Dla przykładu, zarówno osoby o lękowym, jak i unikającym stylu przywiązania robią pewne uniki w związku, które powodują, że wygląda to tak, jakby chciały odepchnąć drugą osobę. Gdyby jednak zapytać je czego potrzebują, to jednak nie jest to odejście. Choć czasem myśli o odejściu mogą też służyć temu, aby nie zbliżyć się do kogoś.
Całość omówiliśmy głębiej w kursie „Wewnętrzne dziecko w dorosłym związku”, do udziału w którym Cię zapraszam i z którego pochodzą dwie poniższe grafiki, które obrazują schematy funkcjonowania osób o lękowym i unikającym stylu przywiązania.
Marita Woźny
Σχόλια