top of page
  • Zdjęcie autoraare-u-ok

Terapia – droga do zmiany siebie

Decyzja o terapii rzadko jest łatwa i szybka. Część osób podejmuje ją bardzo długo, część przygotowuje się do niej przez lata. Niektórzy idą, bo trwają w kryzysie, który staje się impulsem do tego, by sięgnąć po pomoc, a jeszcze inni idą pod wpływem chwili. Czy terapia zawsze może pomóc? Jak do niej podejść, by nie stracić czasu i pieniędzy, a naprawdę zyskać coś dla siebie?



Każda terapia jest czymś trochę innym…

Nikt kto nie próbował nigdy terapii nie jest w stanie do końca sobie wyobrazić, jak taka terapia wygląda. Dodatkowo: każdy nurt, to inny sposób pracy. Fakt, że nurtów jest dużo sprawia, że każdy może znaleźć odpowiednią drogę zmiany, dopasowaną do swoich potrzeb. Dziś chcę napisać o tym, jak terapeuta pokazuje nam drogę, jak zatrzymuje nas w miejscach, w których sami nie potrafimy się zatrzymać.  Dostaję wiele pytań na czym tak naprawdę polega ta terapia. I choć trudno opisać to w skrócie – dziś postaram się odkryć choć kawałek z tego, czym jest i jak działa.


Z jakim założeniem wybieramy się na terapię?

Wybierając się na terapię chcemy, aby wreszcie ktoś spowodował, że przestaniemy cierpieć i znajdziemy jakiś rodzaj ulgi w naszym życiu. Wszystko to sprawia, że część osób nadal postrzega terapeutę, jako kogoś kto wszystko wie, czyta w myślach i za pomocą jednej rady jest w stanie zmienić życie drugiego człowieka. Niestety – to nie działa w ten sposób.

Zgłaszamy się na terapię, ponieważ pragniemy głębokiej przemiany, często najchętniej w taki sposób, aby się nie odsłaniać, nie ujawniać, by zmienić kogoś innego i utwierdzić się w przekonaniu, że ostatecznie z nami jest wszystko w porządku. Czasem chcemy, by ktoś wziął sprawy w swoje ręce i naprawił nas lub doradził, jak możemy się zmienić, albo jak możemy zmienić jakąś osobę z naszych bliskich. Tak też to nie działa.


Terapia jest o tyle trudna, że zmienić możemy tylko SIEBIE. Jednak samo to, że ktoś pojawia się w gabinecie nie jest równoznaczne z decyzją o tym, że chce się zmienić. Bo na poziomie deklaratywnym możemy to nawet słyszeć, ale emocjonalnie można nie mieć zupełnie na to gotowości. Dlatego też, terapia nie jest dla wszystkich.

Terapeuta nie ma jednej magicznej techniki. Nie ma złotej rady działającej w każdym przypadku. Tym co ma i na czym pracuje są jego emocje.

Każdy proces przemiany jest czymś zupełnie innym. Każdy człowiek jest niezgłębioną tajemnicą, którą można odkrywać, tylko wtedy kiedy dana osoba daje na to zgodę. Terapeuta jest pewnego rodzaju lustrem. Nie daje gotowych odpowiedzi, stawia pytania, które pozwalają nam się przejrzeć w nas samych. Wypowiadając różne kwestie nie słyszymy samych siebie, kiedy ktoś nam to pokazuje, zbiera i nazywa w trochę inny sposób, możemy się przyglądać, czy nas to dotyka. Nie dzieje się to na zasadzie wyboru, intelektualizacji, ale czucia.

Kiedy w gabinecie parafrazuję słowa, które przed chwilą usłyszałam i widzę reakcję emocjonalną wiem, że te słowa dotarły gdzieś głęboko do wnętrza. Zaczyna więc być z nimi kontakt, ktoś coś o sobie odkrywa. Zdarza się, że czasem wielokrotnie musimy usłyszeć daną rzecz, by móc ją naprawdę usłyszeć. Bo niby do świadomości zawsze docierają dźwięki, niby rozumiemy słowa przekazywane nam przez drugą stronę – ale jednak to nie za każdym razem trafia do sedna. Gdy korzystamy z terapii, w pewnym momencie czujemy, że prawda, jaką skrywaliśmy gdzieś głęboko jest odkrywana. I choć chciałoby się przemienić życie na lepsze w kilka sekund lub minut – to niestety na to potrzeba więcej czasu.


Pierwszy etap – poznawanie

Na samym początku terapeuta skupia się na poznawaniu. Chodzi tu nie tylko o historie, czy też poznawanie siebie wzajemnie i zyskiwanie zaufania. Bo z terapeutą na sesji trzeba czuć się komfortowo. Nie zawsze będzie mówił miłe rzeczy, ale jednak te pierwsze sesje są ważne, by czuć, że jesteśmy w dobrym miejscu.

Oczywiście trudno to zdefiniować, bo jeśli ktoś co chwilę zmienia terapeutów, to może warto się przyjrzeć temu dlaczego jakoś żaden mu nie odpowiada. Ale kiedy zaczynamy dopiero swoją przygodę to trzeba się wzajemnie poznać, by mieć poczucie, że chcemy dalej z tym terapeutą pracować. Dlaczego to jest takie ważne? Bo terapia to jest praca na relacji. Co to oznacza? Zarówno jedna strona, jak i druga angażuje się w ten proces. A terapeuta pracuje swoimi emocjami, dlatego tak ważne jest, by przeszedł wcześniej swoją terapię i był w regularnej superwizji. Po to, aby umieć odróżniać swoje emocje, od tych, które w pewnym sensie ofiaruje mu pacjent. Inaczej mówiąc, by oddzielać, co jest jego, a co pacjenta.


Drugi etap – uwalnianie emocji

Jeśli pacjent złości się na terapeutę to jest zawsze bardzo ważna informacja o procesie. W psychologii możemy uznać, że pacjent projektuje coś na terapeutę, a więc to z czym jemu jest trudno przypisuje komuś innemu.

W procesie terapeutycznym towarzyszą nam różne emocje, na początku potrzebujemy idealizować terapeutą, aby nawiązać z nim więź, a później przychodzi też czas na złość, która jest niezbędna do tego, by się separować od terapeuty. Natomiast, kiedy taki terapeuta ma np. swoją historię osobista taką, że bardzo stara się, aby inni ludzie się na niego nie złościli, to nie mając świadomości tego swojego kawałka może nieświadomie blokować pojawienie się złości u pacjenta poprzez bycie dla niego nadmiernie miłym, opiekuńczym, zgadzającym się na różne propozycje. A w efekcie może to blokować rozwój terapii, bo pacjentowi przeżycie tej złości w takich bezpiecznych warunkach jest niezbędne.

Tak więc, kiedy pojawi się złość taki terapeuta musi zauważyć, że być może jest mu z nią trudno i wiedzieć, że to jego kawałek, a z drugiej strony musi czuwać nad tym, co ta złość niesie za informację, o czym pacjent mówi i jaki kawałek z przeszłości dotyka.


Trzeci etap – przeżywanie

Terapeuta przede wszystkim nie będzie skupiał się w trakcie pracy na rozumieniu. Choć wielu pacjentów ma ogromną potrzebę wszystko rozumieć. Ale intelektualnie nie rozwiąże się problemów, gdyby to było możliwe, to można byłoby to załatwić w barze, przy piwie.

Terapeuta nie będzie też milcząco słuchał długiego wywodu, nie będzie też polemizował i dyskutował nad jakąś racją, nie będzie również mówił tego, co w danej chwili mu przychodzi do głowy. Każda wypowiedziane zdanie ma być przemyślanym krokiem, by móc doprowadzić pacjenta do miejsca do którego widzimy, że trudno mu dotrzeć samemu.  Terapeuta ma być osobą, z którą przeżyjemy swoją prawdę, która tą prawdę zniesie, wytrzyma, pokaże i udźwignie. Co może dawać siłę drugiej osobie, by zmierzyć się z tym, co trudne.


Czwarty etap – oddawanie kontroli

Terapia to swego rodzaju podróż w nieznane. Nie wiemy, gdzie nas zabierze, ale na tym to polega, by oddać kontrolę, by przestać pędzić szaleńczo przed siebie, szukać, gonić rzeczy, które i tak nas nie uszczęśliwiają. To podróż, która ma nas uchronić przed uciekaniem od siebie samego. Gdy już jesteśmy gotowi przestać się kontrolować i używać pięknych słówek – a zamiast tego dostrzec emocje, które nami dyrygują – jesteśmy na dobrej drodze do przemiany.

Niestety – każdego dnia staramy się uciekać od tych trudnych rzeczy, które nosimy w sobie. I podczas sesji uciekamy od tego wielokrotnie.

Oto kilka przykładów w jaki sposób się to dzieje:

Pacjent ma łzy w oczach.
Terapeuta: Co pan czuje?
Pacjent: Myślę, że…
Terapeuta: Nie pytam, co pan myśli, ale co Pan czuje…Pacjent: Co czuję? Chciałem opowiedzieć o…Terapeuta: Rozumiem, ale bardzo mi zależy, aby się tu zatrzymać i sprawdzić, jakich uczuć Pan teraz doświadcza, może Pan powiedzieć, co Pan czuje? Pacjent zaczyna płakać.

To pokazuje, jak wiele razy próbujemy zagadywać to, co czujemy, opowiadać rzeczy tylko po to, aby nie mieć kontaktu ze sobą, oddalać się od uczuć, z którymi jest nam trudno, raz bardziej, raz mniej świadomie.

Inny przykład:

Pacjent: Przyszedłem tutaj, dlatego, że chce przestać czuć złość.
Terapeuta: Bez złości się Pan zgubi, dlaczego Pan chce przestać czuć złość?
Pacjent: Dlatego, że jak czuję złość to jestem złym człowiekiem.
Terapeuta: Skąd taki pomysł, że ktoś kto doświadcza złości jest zły?
Pacjent: Pamiętam mojego ojca, który nas bił…

Ten przykład pokazuje, jak bardzo zakopujemy pewne aspekty po to, by nie upodobnić się do naszych rodziców, by zamknąć jakiś rozdział z przeszłości, bo postanawiamy, że nie będziemy tacy jak oni. Jednak paradoks jest taki, że im bardziej nie chcemy być tacy jak mama, czy tata, tym bardziej się stajemy. I paradoks polega na tym, by najpierw zaakceptować to, że jesteśmy w pewnych kwestiach do nich podobni. Dopiero później przychodzi czas na wybory. Ale dopóki robimy to w kontrze, zaprzeczeniu, to robimy sobie więcej szkody.

Jeszcze inny przykład:

Terapeuta: Bardzo szybko Pani mówi, czy zdaje sobie Pani z tego sprawę?
Pacjentka: Tak, ja zawsze tak mam
Terapeuta: A co Pani czuje, kiedy Pani przestaje mówić?Pacjentka: Nie no, ja tylko chcę opowiedzieć , bo tyle się działo
Terapeuta: Rozumiem, słyszę, że to ważne, aby opowiedzieć, co się działo, ale gdybyśmy się tu zatrzymali i przestałaby Pani mówić, to co Pani czuje? Gdyby Pani tak spojrzała w głąb siebie?Pacjentka: Mogę, czuję się zdenerwowana
Terapeuta: Mhm…z jakiego powodu jest Pani zdenerwowana?Pacjentka: Zaczęła płakać.

I jeszcze jeden przykład:

Terapeuta: Co Pan czuje?
Pacjent: Nic, pustkę

Stosujemy wiele różnych rzeczy, które nie pozwalają nam skupić się na tym, co jest trudne. I to terapeuta ma tą funkcje, by nie pozwolić nam się z powrotem zakopać w gąszczu tych działań, które sprawiają, że nie czujemy, że nie mamy kontaktu z tym, co doprowadziło nas do tego miejsca.


Jak wygląda zakończenie terapii?

Jeśli mówimy o terapii krótkoterminowej, data jej zakończenia będzie znana na samym początku. Jednak kiedy mamy do czynienia z terapią długoterminową, jej koniec może być trudny do przewidzenia, ponieważ koniec będziemy trochę uwarunkowany tym, że czujemy się lepiej. Ważne, aby wiedzieć, że terapię można zakończyć, kiedy czujemy, że chcemy to zrobić, ważny jest jednak ten sposób kończenia. Im dłuższa praca, tym dłuższy jest ten proces kończenia.

Oczywiście to ostatecznie pacjent trochę decyduje, jak zakończy swój proces, jednak jeśli mówimy o takim zdrowym kończeniu, który też służy całej dotychczasowej pracy, to powinien on wyglądać inaczej. Jak sama nazwa mówi proces terapeutyczny, to proces, który trwa i jak każdy proces ma różne fazy. Kończenie terapii należy również do tego procesu, jest jej elementem, bardzo istotnym.

W naszym życiu mało mamy możliwości przyglądania się temu, jak wyglądają nasze pożegnania. A strat, końców, pożegnań doświadczamy bardzo często. Nie dzieje się to tylko w sytuacji żałoby, utraty pracy, wyjazdy kogoś najbliższego. Ma to także miejsce wtedy, kiedy żegnamy się z naszymi wyobrażeniami na swój temat, albo na temat innych osób. O pożegnaniu mówimy też wtedy, kiedy urywa nam się kontakt ludźmi, kiedy przestajemy pracować w jakimś miejscu, kiedy zawieramy związek małżeński, albo pojawia się dziecko, albo kończymy studia, wtedy też mamy do czynienia ze stratą. Jest ona wtedy związana z kończeniem, jakiegoś etapu w naszym życiu.

W tych codziennych doświadczeniach nie przywiązujemy większej wagi do tych „pożegnań”. Choć często są też bolesne pożegnania, niektóre z nich w naszym życiu mogą się powtarzać. Różne rzeczy wtedy samym sobie mówimy o nas samych. Kończenie terapii jest więc miejscem, w którym pewnie nawiązaliśmy bezpieczną więź z terapeutą, często czujemy, że jest to jedna z ważniejszych osób w naszym życiu, albo osoba, która wie o nas najwięcej. Powoduje to, że tych bezpiecznych warunkach mamy możliwość poprzyglądania się, jak ja przeżywam stratę. Co się ze mną dzieje, jakie mamy myśli, uczucia i obawy. To niezwykle ważny, wartościowy moment, jeśli tylko pozwolimy sobie go dobrze zakończyć. Jeśli mamy trudności z żegnaniem się, to bardzo często będziemy mieć tendencję albo do uciekania i niekończenia. To są wszystkie takie sytuacje, kiedy następuje koniec, a my np. nie chcemy w nim brać udziału, jesteśmy chorzy, albo dzieje się coś „niezwykle ważnego” i nie możemy doświadczyć tego końca. Często jednocześnie nie odnotowujemy tego, że tak jest. Inne osoby mają taką tendencję, że nie są w stanie pożegnać się, tylko zaczynają dewaluować to, co było dobrego.


Dlatego też, aby ten proces kończenia mógł przyjąć owoce przeznacza się na niego kilka sesji. W krótszej pracy około 2 sesji, w dłuższej zwykle około 5 sesji. Terapeuci tak bardzo pilnują tych końców, aby móc świadomie kończyć, żegnać się i rozstawać. By być świadomym, co dzieje się z nami w takich sytuacjach, dać szansę na zaopiekowanie się naszymi uczuciami, fantazjami, które się pojawiają. To wszystko powoduje, że kończenie może mieć bardzo budujące doświadczenie. Innym ważnym powodem koncentracji na kończeniu jest podsumowanie pracy terapeutycznej. Jednym z zadań terapii jest nauczenie się kontaktu ze swoimi uczuciami, refleksji nad wewnętrznym życiem oraz przebiegiem wewnętrznych zmian. Kończenie to nie tylko rozmawianie o tym, co się podczas udało, a co nie. To też przyglądanie się, jak dotychczas nasze rozstania, straty wyglądały, z czym się wiązały. Jedni będą czuli ulgę, że nie muszę już „ rozdrapywać” rzeczy z przeszłości, inni będą mieć obawy, jak sobie poradzą, inni będą czuć dume z tego, jak wiele zmian dokonali.

Kończenie terapii to też bardzo wzruszający moment i mogą mu towarzyszyć bardzo intensywne uczucia. To zupełnie naturalne, proces terapii, zwłaszcza jeśli trwał długo, to ciężka droga, którą przeszło się razem z terapeutą. Ostatnia sesja może być więc wzruszająca, nie tylko dla pacjenta.  Istotne jest również to, że kończąc terapią, nie kończymy relacji. Ona już na zawsze jest głęboko w nas.


Co warto wiedzieć idąc na terapię?

Trzeba mieć świadomość, że na różnych etapach terapii te różne obrony będą się w nas odzywać, że raz usłyszana rzecz niekoniecznie musi powodować zmianę, że jak przez 20,30, 50 lat pracowaliśmy na to, co mamy, żyliśmy w określony sposób, to teraz jedno  bądź kilka spotkan, miesiąc czy czasem rok może nie wystarczyć na to, by trwała zmiana nastąpiła.

To, co jednak terapia umożliwia, to oglądanie siebie w lustrze bez makijażu, ze wszystkimi niedogodnościami, trudnymi rzeczami. Daje też szanse na poczucie, że nie jesteśmy w tym sami, że jest ktoś, kto to widzi i dalej z nami jest.

Można wiele rzeczy nie wiedzieć, nie rozumieć i o to w tym chodzi, by nie załatwiać swoich trudności głową, tylko sercem, pozwolić sobie czuć i uznać, że nie musimy wszystkiego rozumieć, by coś mogło się zmienić. Że czasem mniej znaczy więcej, że czasem bezradność jest niezbędna, by ruszyć z miejsca, że czasem smutek jest tym, co przywraca spokój, a złość tą częścią, która daje ukojenie.

Temat terapii jest niewyczerpany, to namiastka o której pisze, ale jeśli masz jakieś pytania zadaj je w komentarzu, z czasem powolutku możemy tutaj odkrywać różne oblicza tego niezwykłego spotkania jakim jest spotkanie dwóch osób w gabinecie terapeuty.

A co daje terapia na końcu? Spokój, zgodę na siebie i siłę do działania…



*opisy dialogów są wymyślone na bazie doświadczeń, nie prezentują rozmowy z konkretnymi pacjentami


Marita Woźny



bottom of page