Jeśli mężczyzna przekroczył trzydziestkę, a zachowuje się jak nastolatek, to poważna sprawa. Jeśli mówi: „Dla mnie; moje potrzeby; ja muszę; tak ma być, bo tak chcę; taki już jestem”, związek z nim nie rokuje dobrze – twierdzi psycholog Benedykt Peczko.
Wieczny chłopiec, egocentryczny i skupiony na swoich potrzebach, często traktuje związki z kobietami konsumpcyjnie (fot. iStock)
Popaprańcy – mówi bohaterka „Dziennika Bridget Jones” o 30-letnich mężczyznach, z którymi ma do czynienia. Kłamią, lawirują, oddają się nałogom, unikają bliskości. Ich styl to krótko, szybko i przyjemnie. W jaki sposób budować z nimi przyszłość? To palące pytanie 30-letnich singielek.
Coraz więcej młodych ludzi, także kobiet, żyje w ten sposób. Zasadą jest nie wchodzić w nic za głęboko, tylko tyle, ile trzeba, powierzchownie zapoznać się z tematem i przejść do następnego. To nie są czasy filozofów ze szkoły Platona, którzy spacerowali i dyskutowali. Dla współczesnych mężczyzn taki styl życia jest nie do wyobrażenia.
Szybko się nudzą Ich uwaga jest rozproszona i podzielona. Pojemność świadomego umysłu jest ograniczona, gdy więc przeskakujemy z tematu na temat, nie ma szans, żeby coś zgłębić. Znużenie jest efektem ubocznym rozpaczliwej powierzchowności, fragmentaryczności uwagi i życia; staje się odruchem, stanem wewnętrznym. Młodego człowieka absorbuje mnóstwo spraw, w trakcie rozmowy co kilka chwil odbiera telefon, wysyła SMS-y.
Przypomina mi się film „Dzień zagłady”. Asteroid zbliża się do Ziemi i zagraża ludzkości. Pewien student, którego pasją jest astronomia, kontempluje niebo i odkrywa nowe ciało niebieskie, znajdujące się w nieoczekiwanym miejscu. Dokonuje obliczeń i wysyła materiał do zawodowego astronoma. Teraz scena pokazująca astronoma, który siedzi przed komputerem. Na biurku leżą papiery, przybory, pendrive’y, dyskietki, płyty. Leży też kartonowe opakowanie z pizzą. Astronom patrzy w komputer, jednocześnie przegryzając pizzę. Otwiera list od studenta, czyta, przegryzając pizzę. Wkłada dyskietkę do komputera, sprawdza dane, przegryzając pizzę. Widzi na ekranie, że może dojść do kosmicznej kolizji, więc rzuca wszystko, zbiera dane, biegnie do samochodu, siada za kierownicą, na pulpicie kładzie pizzę. Pędzi samochodem w deszczu i przegryza pizzę. Te obrazy bardzo dobrze pokazują, w jaki sposób konsumujemy życie. To jest pośpieszne przełykanie, a nie odżywianie się czy karmienie. Przełknę, popiję colą i lecę dalej, bo zadania wzywają. Dramat polega na tym, że podobnie przełykane są relacje i związki; bez celebracji, delektowania się, świętowania. „Przełykanie” związku szybko go wypala, zużywa.
Czas nas goni. Czas to pieniądz. Już w tych sformułowaniach czuć napięcie, walkę. Znany psychoterapeuta Milton Erickson pisał o tak zwanej mentalności industrialnej. W epoce migracji ludzi ze wsi do miast zmienił się stosunek do czasu. Czas przestał być traktowany jako płynna ciągłość, a zaczął być dzielony na kawałki. Syrena fabryczna wzywała na stanowiska pracy i oznajmiała koniec pracy. Dzisiaj też tak żyjemy – stawiamy się do pracy na godzinę, o określonej porze jest lunch, po lunchu zebranie, potem realizacja następnych zadań i planowanie kolejnych; szybko, w pośpiechu. To nie jest święty czas, w którym się istnieje. My nasz czas konsumujemy. Liczy się natychmiastowy efekt, zachwycamy się błyskawicznymi karierami. To jest wbrew naturze – w przyrodzie nie da się niczego przyspieszyć, wcześniej czy później za to przyspieszenie trzeba będzie zapłacić.
On chce mieć dziewczynę, na początku nawet się stara. Tak, zakochuje się i czuje się wspaniale; jest ożywiony, radosny. Jednak ten stan szybko się kończy. Kryzysowy moment: kobieta pyta: „co z naszą przyszłością?”. Mężczyzna zbywa: „Nie ma przyszłości, żyjmy teraz, cieszmy się chwilą, po co planować?”. Dla wielu mężczyzn kobieta jest kolejnym obiektem konsumpcji. W tej koncepcji życia nie ma miejsca na trwałość, więź, bliskość, intymność. Więź kojarzy się raczej z więzieniem.
Na co jest miejsce? Na zaspokajanie swoich potrzeb – seksualnych, kontaktu, pobycia z kobietą; zakochanie jest czymś przyjemnym, dodaje życiu smaku. Przyjemnie jest gdzieś razem wyjechać, poimprezować. Gdy pojawiają się problemy – a w związku zawsze nadchodzi ten moment – mężczyzna jest niezadowolony: „Nie po to spotykam się z tobą, żeby się denerwować!”. Życie jest po to, by brać, ile się da. To wieczni chłopcy, wieczni konsumenci. Są jak nastolatkowie, tylko wyrośnięci.
Polka, która wyszła za mąż za Austriaka, powiedziała mi: „Do trzydziestki szukałam kandydata na męża w Polsce. Zmarnowałam czas. Wyjechałam na Zachód i odetchnęłam, bo poznałam wreszcie ciepłych, czułych, odpowiedzialnych facetów”. O mężu mówi: „Jemu trochę ugotować, urodzić dzieci i jest w siódmym niebie! Wszystko zrobi dla rodziny”. Właśnie urodziła czwarte dziecko. Wieczni chłopcy to polski problem? Mnie ta historia nie dziwi. Kraje niemieckojęzyczne mają dojrzałe rynki gospodarcze, inny rodzaj mentalności. Polscy mężczyźni próbują w błyskawicznym tempie nadrobić zaległości cywilizacyjne naszego kraju. Mamy takie nastawienie, że jeśli już w coś inwestujemy, chcemy natychmiastowego zwrotu nakładów i zysków. To jest pułapka, nie na tym polega rozwój. Polscy 30-latkowie są synami zapracowanych do granic możliwości ojców, którzy nie mieli dla nich czasu. Także system, w którym żyjemy, narzuca styl. Mam dobry telefon komórkowy. Przedstawiciele operatora bombardują mnie ofertami nowocześniejszych modeli. Po co mi inny model, skoro nie wykorzystuję wszystkich funkcji tego, który mam. Nowy ma większy ekran. Widzę dobrze na starym ekranie. Ale przecież musi być sprzedaż, więc jesteśmy kuszeni, żebyśmy kupowali rzeczy, których nie potrzebujemy; i te rzeczy stają się synonimem postępu i rozwoju. Takie myślenie – lepiej, szybciej – przenosimy do związków. Mam związek, ale przecież mogę mieć lepszy. Ten lepszy po jakimś czasie już nie spełnia moich oczekiwań, mogę przecież mieć jeszcze lepszy. Mężczyźni zmieniają kobiety tak, jakby to były telefony komórkowe albo inne gadżety.
Oni mówią, że właśnie w pędzie są szczęśliwi. Gdy zjeżdżamy na nartach ze stoku, skaczemy na bungee, przeżywamy pewnego rodzaju szczęście; jesteśmy w pędzie, ale nasz umysł zatrzymuje się, ustaje myślenie. Silne pobudzenie wywołuje stan euforii. W tym momencie nie można zrobić niczego innego. Takie chwile nie zastąpią życia. Jeśli nie zatrzymujemy się, żeby kontemplować, ucztować, świętować, wtedy wcześniej czy później ciało odczuje tę nierównowagę. Za czym gonimy? W ten sposób nigdy nie poczujemy się nasyceni. Znam młodych ciężko schorowanych mężczyzn, którzy są niewolnikami szybkiego, powierzchownego stylu życia. To są często zagubieni, nieszczęśliwi ludzie.
W kobietach mogą budzić chęć opiekowania się, więc te nierzadko angażują się w nadziei, że go nakierują na dorosłość. Czy to dobry pomysł? Robert Brutter, scenarzysta serialu „Ranczo”, mówił mi, że kobiety mają ogromny wpływ na mężczyzn, że ich kształtują; i że to jest dla mężczyzn wielkie szczęście. Jeśli on rokuje, to czemu nie?
Jak poznać, czy rokuje? A kiedy na pewno nie rokuje? Jeśli mężczyzna przekroczył trzydziestkę, a zachowuje się jak nastolatek, to poważna sprawa. Można dać mu szansę, ale do czasu. Jeśli przez dłuższy czas nic się nie zmienia, a nawet pogarsza, to nie ma na co liczyć. Ten mężczyzna tak wytrenował mózg, że jest mało prawdopodobne, iż zrezygnuje ze stylu życia, z którym się utożsamia. Jeśli nie może usiedzieć na miejscu, potrzebuje ciągłych zmian, skarży się, że nie nadąża, brakuje mu czasu, żeby żyć, można spróbować mu pomóc, podsuwając informacje, w jaki sposób mógłby sam sobie pomóc, i na tej próbie poprzestać. Kobiety mogą być inspiracją, źródłem wsparcia poprzez swoją obecność, dobrą radę, wskazówkę. I to wszystko. Bycie terapeutką, upieranie się, żeby go zmienić, naprawić związek, frustruje i wypala.
Słowa, których on używa najczęściej, to: „Dla mnie; moje potrzeby; ja muszę; tak ma być, bo tak chcę; taki już jestem”. To wskazuje na sztywną wewnętrzną konstrukcję. Odzwierciedla też inny aspekt cywilizacji, w której żyjemy; najważniejszy jest indywidualny rozwój. Myślenie wspólnotowe nie istnieje. No, można należeć do klubu. Ale klub to nie wspólnota, ponieważ relacje zbudowane są na zależnościach w interesach. Wspólnota opiera się na przepływie z serca do serca, na głębokim egzystencjalnym rezonansie. Spotykamy się i jesteśmy wartością sami dla siebie; dlatego że jesteśmy, jesteśmy razem. Nie realizujemy żadnych utylitarnych celów. Aczkolwiek wspólnoty zaspokajają potrzeby swoich członków i zawsze tak było; również materialne. Wzorzec tworzenia wspólnoty nie istnieje, nie jest lansowany. Słyszymy: rozwijaj się, edukuj, kształć, zdobywaj, bądź kimś; ty, ty i jeszcze raz ty. Mężczyzna tak ukształtowany nie widzi niczego niewłaściwego w tym, że mówi: „Ja mam takie potrzeby, cele, dążenia”. Nie chodzi o to, że kobieta nie wspiera i nie akceptuje rozwoju, chodzi o proporcje; mężczyźni zachowują się tak, jakby myśleli połową mózgu, dostrzegają indywidualność, ale nie dostrzegają tego, co wykracza poza indywidualność. To jest niewola. Zamknęli się w świecie swojego ego, rozbuchanych potrzeb i oczekiwań wobec świata, kobiet. Jeśli kobieta godzi się na używanie siebie jak kolejnego gadżetu, to utwierdza mężczyznę w przekonaniu, że tak ma być. My jesteśmy po to, by zaspokajać swoje potrzeby, robić karierę, a kobiety po to, by nas w tym wspierać. Przypomina to świat islamu.
Renata Arendt- Dziurdzikowska
コメント