top of page
Zdjęcie autoraare-u-ok

Para w pandemii, czyli jak się nie rozwieść?

Pandemia zamknęła nas z najbliższymi w czterech ścianach. I nierzadko testuje nasze relacje. Na małej przestrzeni wszystko się spiętrza i zagęszcza. Wymuszona bliskość zaczyna ciążyć. Jak chronić związek w tym trudnym czasie?

Jak pogodzić pracę zdalną – swoją i partnera – z ciągłą obecnością dzieci, które uczą się online i na dodatek często nie radzą sobie, oczekując naszej pomocy? Co więcej, wszystko w przestrzeni małego mieszkania, bez możliwości wyjścia, spotkania się ze znajomymi. Do tego dochodzi lęk przed chorobą i niepokój o przyszłość firmy, a także obawa, że możemy stracić pracę.

Wszystko to rodzi wiele trudnych emocji, które siłą rzeczy skupiają się na najbliższych osobach, na naszych partnerach i domownikach. To na nich niestety odreagowujemy własne niepokoje, frustracje, poczucie zagrożenia i obciążenie ponad miarę. I jednocześnie to w nich szukamy wsparcia i ukojenia. Tego oczekujemy od partnera, a on od nas. Czujemy się skazani na siebie – na dobre i złe.


PRZYCIĄGAJĄC SIĘ I ODPYCHAJĄC



Najbardziej dokuczliwe w czasie pandemii jest znaczne ograniczenie naszej osobistej, autonomicznej przestrzeni. Spędzamy więcej czasu razem, obok siebie. Ciągła obecność drugiej osoby, nawet ukochanej, najbliższej, z czasem może męczyć, bo potrzeba zbliżania się, zaciekawienia jest w pewnym stopniu stymulowana przez dystans, rozłąkę z partnerem. Życie w systemie rodzinnym, w tym w relacji partnerskiej, polega na nieustającym ścieraniu się dwóch przeciwstawnych sił – zmierzających do wspólnoty oraz do indywidualnej autonomii. Z takiego założenia wyrasta teoria systemów rodzinnych amerykańskiego psychiatry Murraya Bowena. W jej myśl czujemy chęć oddalenia się od partnera i jednocześnie zbliżenia do niego, w każdym z nas ścierają się siły przyciągania i odpychania. Dopiero, gdy potrafimy utrzymać równowagę między nimi w sobie i w relacji z drugą osobą, jesteśmy w stanie tworzyć zażyłą więź z ukochanym, nie stając się nadmiernie od niego zależnym.

Dodatkowy stres spowodowany skutkami epidemii – ograniczeniem kontaktów ze światem zewnętrznym, brakiem możliwości wyjść i spotkań poza domem, a zarazem intensyfikacja kontaktów i częste przebywanie z partnerem – mogą nasilać istniejące już wcześniej w związku problemy. Pojawiają się konflikty i kłótnie między partnerami. Jedno z nich może dystansować się emocjonalnie, inne zaś ujawniać tendencję do emocjonalnej fuzji.

Życie w systemie rodzinnym, w tym w relacji partnerskiej, polega na nieustającym ścieraniu się dwóch przeciwstawnych sił – zmierzających do wspólnoty oraz do indywidualnej autonomii. Dopiero, gdy potrafimy utrzymać równowagę między nimi, jesteśmy w stanie tworzyć zdrową więź.

Oto przykład – w jednym z małżeństw, gdzie miłość rozumiana jest jako troszczenie się o partnera, żona czuje się odpowiedzialna za otaczanie męża opieką i troską. Mąż zaś od lat zmaga się z lękami hipochondrycznymi i takiej opieki od żony oczekuje.

Zgodnie z teorią, jaką sformułował Jurg Willi, można powiedzieć, że ta para nieświadomie współtworzy tzw. koluzję oralną (zob. słownik). Pandemia nasiliła jeszcze lęk męża przed zakażeniem i chorobą, co spowodowało nasilenie tendencji opiekuńczych u żony. Zrezygnowała zupełnie z pracy stacjonarnej i do minimum ograniczyła kontakty z ludźmi. Młodsze dziecko przestało chodzić do przedszkola z powodu obaw rodziców, że „przyniesie stamtąd wirusa”. Kobieta pracuje więc w domu, ogarnia obowiązki domowe i przez cały dzień opiekuje się dziećmi i… mężem. Wszystko podporządkowała jego potrzebom. Troszcząc się o męża, mimowolnie podtrzymuje jego bezradność i roszczeniowość. O swoich potrzebach zupełnie zapomniała.

W ich związku już wcześniej doszło do spolaryzowania potrzeb dawania i brania – ona daje troskę, on tylko przyjmuje. Przyjmowanie odpowiedzialności za samopoczucie partnera z jednej strony, a z drugiej komplementarne przekonanie, że to partner jest odpowiedzialny za nasze samopoczucie, jest objawem emocjonalnej fuzji partnerów, wynikającej najczęściej z braku psychicznego wyodrębnienia od rodziny pochodzenia. A pandemia tylko ten stan nasiliła. Skurczona pod wpływem pandemii przestrzeń w ich związku spowodowała, iż nieświadoma gra, którą już wcześniej toczyli, przybrała na sile.


EMOCJONALNE TURBULENCJE

Oprócz przestrzeni w relacji z partnerem istnieje w nas przestrzeń intrapsychiczna, której doświadczamy na poziomie wewnętrznym. Zależnie od etapu relacji i różnych stanów, jakie przeżywamy, bywamy bardziej lub mniej otwarci na bliskość z drugim człowiekiem i mamy w sobie więcej lub mniej dla niego przestrzeni. Psychoanalityk Ruggero Levy w jednym z artykułów opisywał intymność z drugim człowiekiem przede wszystkim jako przeżycie emocjonalne – „zdolność do tolerowania turbulencji wynikających z obecności obiektu”. Z partnerem życiowym dzielimy zazwyczaj ważne, emocjonalne przeżycia. Konieczność zachowania dystansu społecznego sprawia, że tracimy dostęp do przestrzeni wspólnych – nie możemy wyjść z domu, do kina czy na siłownię, gdzie moglibyśmy odreagować skumulowane emocje. Częste i intensywne przebywanie z partnerem i rodziną, zwłaszcza na małej powierzchni, może być przez niektórych przeżywane jak atak na naszą wewnętrzną przestrzeń i rodzić chęć unikania kontaktu, odcięcia się. Nieświadomie możemy wtedy zaprzeczać, że relacja z partnerem jest ważna i potrzebujemy jej. Zaczynamy się emocjonalnie wycofywać.

Na przykład mężczyzna, który niedawno został ojcem i ma w domu malutkie dziecko, z trudem podczas lockdownu daje sobie radę ze zdalną pracą analityka bankowego. Jego żona próbuje mu pomóc: wychodzi z kilkumiesięczną córką z domu na tak długo, jak to możliwe. Jednak nie czuje, że mąż docenia jej wysiłek i znajduje zrozumienie dla jej zmęczenia. Za to często deprecjonuje to, co ona robi. Z czasem żona zaczyna się czuć w domu jak pomoc domowa, raniona i odrzucona emocjonalnie przez męża. Przykro jej, gdy słyszy, jak miło rozmawia z kolegami z pracy lub z siostrą. Jednocześnie mąż przeżywa emocjonalne pomieszanie w związku ze zmianą sytuacji rodzinnej i pojawieniem się małej córeczki, a zarazem z koniecznością wykonywania w domu pracy wymagającej skupienia i wysiłku intelektualnego. Czuje się winny, że nie pomaga żonie. Nie radząc sobie z tą sytuacją, zaczyna unikać kontaktu z żoną i deprecjonować jej zajęcia. To niszczy bliskość między nimi, ale paradoksalnie, łatwiej mu podołać zadaniom, gdy żona jest na niego zła lub obrażona. W ten sposób odnajduje w sobie przestrzeń do pomieszczenia wielu zachodzących w jego życiu zmian. Doraźnie to działa, ale w dalszej perspektywie przynosi wiele szkód ich relacji. Gdyby uświadomił sobie własne emocje i powiedział o nich żonie, mógłby liczyć na jej wsparcie i zrozumienie.

Zachowanie równowagi w bliskiej relacji polega zatem na odnajdowaniu przez każdego z partnerów swego miejsca między dwiema skrajnościami: z jednej strony stanem emocjonalnej izolacji, a z drugiej „zlaniem się” z partnerem. Obie te skrajności uniemożliwiają autentyczny kontakt. Na małej przestrzeni fizycznej i w poczuciu ograniczonej przestrzeni wewnątrzpsychicznej, których doświadczamy zamknięci w domach, przy intensywnej, fizycznej obecności domowników oraz naszych współpracowników na ekranach komputerów, parom może być trudniej „przemieszczać się” pomiędzy tymi stanami i odnajdywać wspólną przestrzeń na intymność i bliskość.

SŁOWNIK Fuzja emocjonalna – zjawisko polegające na tym, że więź emocjonalna między partnerami (lub innymi osobami) jest tak silna, a ich reakcje emocjonalne są tak ze sobą splecione, iż zatracają oni świadomość, czyje tak naprawdę te emocje są, do kogo należą. I nie wiadomo, czy każdy z nich przeżywa swoje emocje, czy też emocje partnera. Koluzja – rodzaj toksycznego związku, w którym partnerzy nieświadomie prowadzą wspólną grę zaspokajającą ich neurotyczne, nieuświadomione potrzeby wynikające z nierozwiązanych w dzieciństwie konfliktów. Jurg Willi rozróżnia cztery typy koluzji: – oralną – związaną z potrzebą dawania i przyjmowania opieki, – sadystyczną – związaną z potrzebą bezpieczeństwa i poczucia niezależności, – falliczno-edypalną – związaną z potrzebą identyfikacji z własną płcią, – narcystyczną – związaną z potrzebą bezwarunkowej akceptacji i poczucia bycia ważnym.

GDZIE WŁAŚCIWIE JESTEŚMY?

Wiele osób, z którymi rozmawiam, ma odczucie, że życie domowe pomieszało się z zawodowym i w związku z tym gubią się w relacjach. Na przykład kiedy mąż pracuje zdalnie, żona w najlepszej intencji odkurza mieszkanie i co jakiś czas prosi go o jakąś drobnostkę: żeby odniósł kubki albo pyta, co chce na obiad. Mąż ma pracę koncepcyjną, wymagającą skupienia i kreatywnego myślenia. Mając w głowie długą listę zadań, nie jest w stanie sprostać prośbom żony. W końcu reaguje irytacją i złością.

Każda, nawet drobna przysługa wyświadczona żonie podczas pracy, wybija go z toku myślenia i planu zadań. Żonie jest przykro, bo stara się, jak może, ogarnąć dom, a sama niedawno straciła pracę z powodu zwolnień wywołanych pandemią.

Zezłoszczona krzyczy w końcu do męża: „Przecież ty dzisiaj nic nie zrobiłeś!”.

W takiej atmosferze pomieszania w dobie pracy zdalnej układają się losy wielu par, które zastanawiają się: czy my tak właściwie jesteśmy w domu czy w pracy? Dla partnerów świadomych swych emocji takie spięcia nie stanowią większego problemu.

Obojgu zrobi się przykro i poczują się nawzajem niezrozumiani, jednak później wyjaśnią sobie, co kierowało ich zachowaniem. Zauważą, że reagując nadmiernie emocjonalnie, nie mieli wobec siebie złych intencji. Przy okazji spokojnie opowiedzą sobie o swoich potrzebach i obciążeniach związanych z wykonywaniem pracy z domu; a także ustalą zasady łączenia pracy, obowiązków domowych i wypoczynku w tej pomieszanej rzeczywistości.

Jedną z ważnych funkcji w związku (i w innych relacjach międzyludzkich) jest funkcja refleksyjna, która polega na rozpoznawaniu i wyrażaniu własnych myśli i uczuć oraz na umiejętności rozumienia i interpretowania zachowań partnera. Taką umiejętność myślenia o myśleniu prof. Anthony W. Bateman, psychiatra i psychoterapeuta, nazywa mentalizowaniem i opisuje jako „widzenie siebie z zewnątrz oraz patrzenie na innych od środka”. Odnosząc się do opisanej interakcji małżeńskiej – wystarczy, że mąż zrozumie, co przeżywa żona, która stara się pogodzić z utratą lubianej pracy, a teraz zajmuje się domem i opieką nad dwójką dzieci, oraz z czego wynikają jej zachowania. I vice versa – żona też zrozumie, dlaczego mąż zachował się wobec niej niemiło.

Oboje zrozumieją, że ich zachowanie jest przykre dla partnera – w ten sposób są w stanie rozładować trudną sytuację. Być może następnym razem, kiedy żona nagle zapyta skupionego nad komputerem męża: „Idziesz ze mną na bazarek?”, nie poczuje się urażona brakiem reakcji z jego strony, a mąż nie będzie czuł się winny, że nie odpowiedział na jej pytanie.

Warto zauważyć, że podstawą radzenia sobie przez pary z relacjami w czasie pandemii jest utrzymanie równowagi pomiędzy życiem osobistym i zawodowym. Tymczasem im więcej czasu spędzamy razem w domu, tym bardziej przybywa obowiązków domowych, którymi trzeba się podzielić. Na tym tle często dochodzi do konfliktu. Warto zatem, aby pary zastanowiły się, w jaki sposób zaangażować w prace domowe swoje pociechy, oddając im – stosownie do wieku – odpowiedzialność za część zadań, na przykład za opiekę nad zwierzętami albo za pomoc w przygotowywaniu posiłków.


SPRAWDZIAN MIŁOŚCI

Choć trudno w to uwierzyć, pandemiczna rzeczywistość przyniosła także pozytywne zmiany. Na przykład staliśmy się bardziej „ludzcy”. Nie tracimy czasu na dojazdy i podróże służbowe, pary spędzają więcej chwil na wspólnych przyjemnościach i domowych rytuałach. Mają więcej okazji, by dzielić się swoimi sprawami, okazać zainteresowanie życiem partnera, a także zastanowić się nad wspólnymi celami. Tak się dzieje, jeśli w parze jest zaufanie i bliskość emocjonalna. Natomiast ta sama sytuacja staje się trudna do zniesienia dla par, których relacja oparta jest bardziej na wzajemnym interesie niż miłości. Jeśli nie ufam w życzliwość partnera, nie mam empatii dla jego potrzeb i słabości, częste przebywanie ze sobą nasila poczucie obcości i wrogości. Wspólny interes oparty na potrzebie organizacji życia rodzinnego, zapewnieniu jej bezpieczeństwa finansowego i spełnianiu oczekiwań rodzin pochodzenia może już nie wystarcza, by być razem. Pandemia obnaża deficyty związków pozornych, w których brak zaangażowania. Musi to rodzić obopólną frustrację, a w warunkach przeciwności losu, jakim jest epidemia i jej skutki, prowadzi do nasilających się kryzysów. Zapewne stąd obawy licznych obserwatorów życia społecznego, że w wyniku pandemii rośnie i będzie rosła liczba rozwodów i rozstań.

Słyszymy często, że po epidemii koronawirusa nic nie będzie już takie, jak dawniej. Zmieni się także sytuacja w wielu związkach. Być może część par dojdzie do wniosku, że czas zadbać o relację i zdecyduje się naprawić to, co nie działa – zrozumieć wracające trudności, które ich dzielą, i razem stawić im czoła. Nauczą się szacunku do siebie i mówienia sobie nawzajem o swoich potrzebach i zranieniach bez przypisywania winy drugiej osobie – z ufnością, że bliska osoba nie chciała nas skrzywdzić ani zlekceważyć. Inne związki zapewne rozpadną się, bo ugrzęzną na mieliznach emocjonalnej pustki lub zniszczy je narastająca przemoc. Dla jeszcze innych par ten czas okaże się sprawdzianem ich wzajemnej miłości i umiejętności wsparcia, co finalnie umocni bliskość w ich relacji.



Izabela Wożyńska- Więch




Comments


bottom of page